Najbardziej fascynujące rzeczy, jakie dzieją się teraz w kosmosie związane są mocno z tym, jak się do tego kosmosu dostajemy. A jest to możliwe dzięki takim urządzeniom, o których może słyszeliście – nazywają się rakietami.
Rakiety same w sobie nie powodują obecnie wielkiego wow. Zdążyły już się nam opatrzeć. A niesłusznie. Najciekawszego jeszcze nie widzieliśmy, bo rakiety niewiele zmieniły się od czasów II Wojny Światowej. To zaś co do tej pory widzieliśmy, było tylko przygrywką do tego co już niedługo będzie nam dane zobaczyć.
Jednorazówki
Wyobraź sobie taką sytuację. Lecisz z Warszawy do Nowego Jorku. Po wylądowaniu w USA, Ty udajesz się z lotniska do miasta, a samolot, którym przyleciałeś jest odholowany na złom. Coooo?! O czym ty mówisz, przecież to nie ma sensu… Jasne, w przypadku samolotów nie ma to sensu, ale w przypadku rakiet to chleb powszedni. Każda rakieta jest jednorazowego użytku. Po wystrzeleniu ładunku jest spalana w atmosferze. Bilety na samoloty pasażerskie są dostępne w całkiem przystępnych cenach. Wyobraź sobie jakby ich ceny niesłychanie wzrosły, gdyby po każdym locie samolot niszczono lub wyrzucano na śmietnik. Na szczęście ta masakryczna sytuacja z rakietami zmienia się na naszych oczach.
Startująca rakieta podróżuje z ogromną prędkością i leci bardzo wysoko. Sprowadzić taki obiekt bezpiecznie na Ziemię nie jest jednak trywialnym zadaniem. Dlatego nikt do tej pory tego nie robił. Bo w sumie nie musiał. Bo nie był wystarczająco sfrustrowany obecną sytuacją. Bo nie miał misji. Do czasu powstania SpaceX
Wyląduj
Space Exploration Technologies (w skrócie SpaceX) to firma założona przez Elona Muska, znanego wcześniej z założenia PayPala, a obecnie również z założenia firmy produkującej elektryczne samochody Tesla. Celem SpaceX od samego początku istnienia firmy było obniżenie ceny lotów w kosmos poprzez wykorzystywanie tej samej rakiety kilka razy. Taki cel można podzielić (w uproszczeniu) na dwa kroki, które trzeba osiągnąć: sprowadzić rakietę bezpiecznie na ziemię, wystrzelić ją jeszcze raz. Jest to niesamowicie trudne zadanie.
Rakieta, którą zbudował SpaceX nazywa się Falcon 9. Jest wysoka na 70 metrów i waży 549kg i osiąga 5-krotną prędkość dźwięku. Sprowadzić ją nawet z Niskiej Orbity Okołoziemskiej (od 160km do 2000km) to niesłychanie trudne zadanie. Dlatego też SpaceX testował lądowanie Falcona 9 wiele razy, zaliczając przy tym kilka… spektakularnych… katastrof.
21 grudnia 2015 było jednak inaczej. Start Falcona 9 odbywał się w nocy o 2.30 polskiego czasu. Ja jednak nie spałem, ale oglądałem streaming live z tego wydarzenia. A pełen napięcia i emocji start i lądowanie wyglądało tak:
Muszę przyznać, że udzieliły mi się ogromne emocje. Oglądałem na żywo historyczny moment. Nikt jeszcze nie dokonał czegoś takiego. W trakcie oglądania nic nie było jednak pewne. Rakieta Falcon 9 leciała pierwszy raz od eksplozji pół roku wcześniej. Już samo to, że nie wybuchła przy starcie było sukcesem samym w sobie. Napięcie, niepewność i oczekiwanie było ogromne. Nikt nie wiedział co się powiedzie, a co nie. Nawet sami pracownicy firmy SpaceX z Elonem Muskiem na czele. Doskonale pokazuje to filmik nagrany przez National Geographic. Przyjrzyjcie się dokładnie twarzom pracowników SpaceX i samego Elona. Bardziej spodziewali się porażki niż spektakularnego sukcesu.
W pierwszym lądowaniu orbitalnej rakiety nie chodziło o jakiś błahy rekord Guinnessa czy rekord świata w rzucie młotem. Tu wydarzyło się coś, co ma głębszy sens i cel. Byłem tego światkiem. Na żywo! Oj, oczy zaszkliły mi się, wzruszyłem się. Czegoś takiego bowiem jeszcze nigdy nie przeżyłem. Absolutnie niesamowity moment. Czymś takim, tylko zwielokrotnionym po tysiąc razy, musiało być lądowanie ludzi na Księżycu. Czymś takim będzie lądowanie na Marsie ;)
Nie jestem sam w tym „głupim” entuzjazmie i wzruszeniu. Znam osobiście jedną osobę, która też uroni łzę podczas lądowania rakiety. Wiele osób przeżywało podobne emocje, których objawem łzy wzruszenia i gęsia skórka. A tak cieszy się prawdziwy kosmiczny nerd:
Wystrzel ponownie
Co dalej? Czas na krok drugi, czyli użycie jeszcze raz tej samej rakiety. Wielu sceptyków mówi, że rakiety podczas startu i lądowania poddawane są takim stresom, że albo rozlecą się one podczas ponownego startu albo koszt przygotowania do ponownego lotu będzie zbyt duży i z oszczędności nici. Zobaczmy. SpaceX twierdzi, że Falcon 9 został zaprojektowany z myślą o wielu lotach.
Do tej pory SpaceX odzyskał już 6 rakiet! Teraz czas na pierwszy-drugi lot rakiety. Nastąpi to najprawdopodobniej na początku 2017 roku. SpaceX przeprowadziło już testy wylądowanych rakiet. Taki jak ten poniżej. Test polega na symulacji startu. Rakieta jest „przywiązana”, tak aby nie odleciała, a następnie silniki dają z siebie maksa, aby sprawdzić czy wszystko działa i czy rakieta da radę polecieć jeszcze raz. Nie jest to bowiem takie oczywiste. Do tej pory nikt tego wcześniej nie robił. Rakiety były jednorazowe. Jak sztućce.
To jeszcze nie wszystko, ale jeśli drogi czytelniku dotarłeś tak daleko, jeśli jeszcze to czytasz, to znak niechybny, że Cię to interesuje. Jeśli nie chcesz przegapić kolejnych artykułów to zapisz się na newsletter. Dzięki!
Nie tylko SpaceX – Blue Origin i New Glenn
Ale to nie wszystko. Inne firmy idą w ślady SpaceX. Najbardziej znaną jest Blue Origin. To firma założona przez miliardera Jeffa Bezosa, twórcę sklepu internetowego Amazon. Jej pierwsza rakieta New Shepard ma się skupić na turystyce kosmicznej. Rakieta wnosi się tuż ponad symboliczną granicę kosmosu (100km od Ziemi), tam kosmiczni turyści przez 5 min podziwiają widoki i doświadczają nieważkości. Kapsuła z astronautami wraca na Ziemię hamując przy pomocy spadochronów. Sama rakieta jednak ląduje pionowo podobnie jak Falcon 9. Rakieta Blue Origin wykonuje jednak lot suborbitalny, na o wiele niższą wysokość i przy o wiele niższej prędkości.
Firma Jeffa Bezosa zapowiedziała jednak wystrzelenie w ciągu kilku najbliższych lat rakiety New Glenn, która już śmiało może stawać w szranki z Falcon 9. Nazwana została po niedawno zmarłym Johnie Glennie, który był pierwszym Amerykaninem na orbicie okołoziemskiej. Oczywiście rakieta Blue Origin będzie również odzyskiwalna. To bardzo dobra wiadomość dla wszystkich. Już nie tylko SpaceX będzie działać cuda.
Trzy wersje rakiety New Glenn od Blue Origin w porównaniu do innych współczesnych rakiet i Saturna V – rakiety, która wyniosła ludzi na księżyc.
Jeff Bezos wspomniał również cichutko, że firma pracuje nad projektem New Armstrong. Ale na razie nie wiadomo, czy miałby to być statek zdolny do lądowania na księżycu czy o wiele większa rakieta do lotu na Marsa. Przyszłość podboju kosmosu rysuje się bardzo ciekawie.
ULA i Vulcan
ULA (United Launch Alliance) to firma powstała z partnerstwa dwóch gigantów – firm Boening i Lockheed Martin (producenta m.in. myśliwców F-16). Pracuje ona nad nową rakietą o nazwie Vulcan (piąta od lewej na obrazku kilka akapitów wyżej). Ma ona również być odzyskiwalna. Ale tak tylko troszeczkę. Kiedy pierwszy człon rakiety (ten dolny) wypchnie ten drugi człon, wtedy od spadającej rakiety zostaną odrzucone silniki i opadną one na spadochronach. Nie opadną one na ziemię czy do morza, ale w trakcie lotu zostaną przechwycone przez helikopter.
Cała operacja wygląda dość karkołomnie. Dlaczego ULA chce tylko odzyskiwać silniki skoro SpaceX i Blue Origin odzyskują całe rakiety? Dobre pytanie. ULA jest wielkiem skostniałym gigantem, który za wszelką cenę chce minimalizować ryzyko porażki. Lądowanie orbitalnej rakiety nie jest łatwe. Powtarzałem to w tym artykule nie raz. Zbudowanie od podstaw w pełni odzyskiwalnej rakiety jest ponad obecne siły ULA. Nawet silnik do Vulcana nie będzie ich własnym dzieckiem, tylko użyją nowego silnika BE-4 skonstruowanego przez Blue Origin.
Przypomina to sytuację po premierze pierwszego iPhone’a. Duże firmy takie jak Nokia, BlackBerry czy Motorola zignorowały jego premierę i pierwsze sukcesy. Nokii już nie ma. BlackBerry jeszcze istnieje, ale to jakaś mróweczka w porównaniu do innych firm produkujących smartfony. Motorola najpierw została kupiona przez Google a potem sprzedana chińskiemu producentowi elektroniki Lenovo.
Czy to samo czeka ULA, Europejską Agencję Kosmiczną z jej rakietą Ariane 5 i Roskosmos (rosyjska Federalna Agencja Kosmiczna) z ich Sojuzami? Pewnie tak. Ale, że na rynku budowy i wystrzeliwania rakiet czas liczy się dekadami a nie dwuletnimi cyklami wymiany smartfonów, tak więc płacz i zgrzytanie zębów dawnych gigantów rakietowych usłyszymy dopiero za kilka, kilkanaście lat.
Wystrzel, wyląduj, powtórz
Przyszłość rakiet rysuje się więc bardzo interesująco. Wreszcie widać tutaj wyraźny postęp. Przed nami kilka lat, w trakcie których wiele razy będziemy mogli ze skupieniem oglądać starty i lądowania rakiet. Nie wszystkie starty i lądowanie okażą się sukcesem, ale dzięki tej niepewności czeka nas wiele emocji.
Do jakich fascynujących rzeczy mogą zostać te nowe technologie użyte – opisuje ten
Obniżenie kosztów wystrzeliwania rakiet, to jeden z ważnych kroków w kierunku załogowej wprawy na Marsa – pisałem o tym w poprzednim poście.
Jakie emocje budzą w Tobie startujące i lądujące rakiety? Napisz w komentarzu. A jeśli znasz kogoś, kto byłby zainteresowany tą tematyką, wyślij mu/jej ten artykuł.