Marek Cyzio to wielki szczęściarz. Setki pasjonatów rakiet chciałoby być na jego miejscu. Marek mieszka bowiem na Kosmicznym Wybrzeżu na Florydzie, niedaleko Cape Canaveral, z którego to miejsca wystrzeliwane są rakiety (a od niedawna także lądują). Marek prowadzi bloga Florydziak czyli rakiety, aligatory i komary, na którym pokazuje swoje fotografie startów rakiet oraz opisuje na bieżąco nowinki ze świata startujących rakiet. Jego blog przyciąga masę czytelników i jest zdecydowanie fenomenem na polskiej scenie pasjonatów kosmosu. Śledzę Florydziaka od ponad roku i jestem pod wielkim wrażeniem i samego bloga jak i Marka i jego wiedzy oraz pasji. Dlatego w ramach serii wywiadów Kosmiczni Ludzie postanowiłem zadać mu kilka pytań, na które koniecznie chciałem poznać odpowiedzi.
Radek Grabarek: Jak to się stało, że Marek Cyzio wylądował na Florydzie?
Marek Cyzio: To w sumie przypadek – żona skończyła rezydenturę (jest lekarzem) i szukała pierwszej pracy. Na Florydzie jest chroniczny niedobór lekarzy więc wszystkie oferty pracy jakie dostała były z Florydy. Melbourne wybraliśmy trochę z mojego powodu – ze wszystkich lokalizacji na FL tylko Melbourne dawało jakieś szanse znalezienia pracy w IT. Okazało się to dotąd niepotrzebne ale dobrze wiedzieć że w razie czego można znaleźć pracę lokalnie.
A co dokładnie robisz zawodowo?
Zawsze zajmowałem się IT – zacząłem od pisania kodu w asemblerze 8086, potem było C, C++, Java a obecnie praktycznie wyłącznie Scala. Tyle że jakiś czas temu zauważyłem z zaniepokojeniem że z wiekiem coraz trudniej mi dotrzymać tempa w zmianach jakie następują. W związku z czym w tym roku zrobiłem radykalną zmianę w karierze i uciekłem w stronę Data Science. Udało mi się trafić w dziesiątkę – większość analityków ma dobre podstawy matematyczne ale w programowaniu są lewe nogi. Umiejętność efektywnego wykorzystania narzędzi niedostępnych w ramach SAS pozwala mi na dawanie sobie rady.
Dlaczego nie pracujesz w branży kosmicznej? Sam niedawno wspomniałeś, że SpaceX, Blue Origin, ULA i NASA non stop szukają dobrych ludzi.
W sumie to z lenistwa. We wszystkich tych firmach trzeba pracować po 70-80 godzin tygodniowo. Mi się już nie chce tyle pracować. Poza tym chyba wolę być obserwatorem niż uczestnikiem.
Od kiedy piszesz bloga? Skąd się wziął pomysł, jak to się wszystko zaczęło?
Od 2011 roku o ile pamiętam – zaczęło się od startu Falcona 9 (jeszcze wersja 1.0) – poleciał wtedy pierwszy Dragon z ładunkiem sera na pokładzie. Pomysł był prosty – uznałem że jestem w na tyle specyficznym miejscu świata że kogoś mogą zainteresować moje wypociny. Do tego nadal mam wrażenie że tematyka kosmiczna jest niewystarczająco reprezentowana w polskim internecie, tak jest kilka fajnych stron ale to mało. Uznałem więc że moje grafomańskie produkcje znajdą sobie swoją niszę i chyba 700 stałych czytelników może to potwierdzić.
Jesteś niesamowicie aktywnym blogerem. Skąd masz na to czas? Czy to prawda, że czasami robisz to z komórki podczas obiadu?
Wydaje mi się że właśnie jestem mało aktywny :) Specyfika mojej pracy polega na tym że często mam kilkunastominutowe przerwy w czasie których mogę albo się patrzeć tępo w ekran jak skrolują się cyferki, albo zrobić coś ciekawszego. To zaleta pracy z domu – będąc w biurze nie wypada i wszyscy gapią się tępo w ekran. W domu można sobie na to pozwolić. Czasem przerwy są dłuższe i wtedy mogę popracować nad jakimś bardziej ambitnym postem.
Masz też niesamowicie aktywną społeczność czytelników. Każdy post roi się od komentarzy. Wiesz skąd Ci ludzie się wzięli i dlaczego są tak zaangażowani?
Nie mam pojęcia skąd się wzięli, ale jestem im bardzo wdzięczny za aktywne komentowanie postów. Staram się ich do tego zachęcać na różne sposoby. Przede wszystkim zauważyłem że ludzie lubią opinię a nie fakty. Fakty można sobie poczytać wszędzie. Dlatego staram się żeby moje posty miały nie tylko fakty, ale także mój komentarz. A jak jest opinia to zaraz znajdą się chętni by się z nią nie zgodzić. Drugim, ważnym moim zdaniem elementem zaangażowania czytelników jest to by mieć od czasu do czasu coś własnego – zdjęcia, plotki itp. Coś, czego nie znajdzie się nigdzie indziej. Nie mam zbyt często takich informacji – czasem dlatego że po prostu jestem z boku a czasem dlatego że pewnych rzeczy nie wolno mi puścić w świat, mogę co najwyżej dawać mniej lub bardziej zdecydowane wskazówki szukającym informacji.
Bardzo lubię czytać komentarze czytelników i na nie odpisywać. No i najważniejsze – bronię się jak tylko się da przed cenzurą. Nawet jeżeli niektórzy z czytelników wierzą w UFO, teorie spiskowe czy coś w tym stylu, to nie mam zamiaru usuwać ich komentarzy tak długo dopóki nie obrażają kogoś osobiście. Staram się też nie wdawać w dyskusje w takich sytuacjach pozostawiając to innym czytelnikom :)
Wybacz intymne pytanie ale… Kiedy straciłeś swoje dziewictwo startowe?
4 sierpnia 2007 – niedługo będzie 10 rocznica. Leciała wtedy Delta II z lądownikiem Phoenix który usiadł na Marsie niecały rok później. Wyszedłem wtedy w nocy przed dom i próbowałem nieudolnie zrobić zdjęcie. Efektów nawet nie chcę pokazywać, są bardzo kiepskie. Jednak kilka dni później – 8 sierpnia leciała misja STS-118 (Prom Kosmiczny) i wybrałem się zobaczyć ją z drogi 520. I wtedy oboje z żoną wyrobiliśmy sobie zdanie na temat startów rakiet – ja uznałem że są niesamowite i że muszę je oglądać z tak bliska jak to tylko się da, a żona uznała że są one związane z wyjątkowo złośliwymi komarami i od tego czasu nie lubi chodzić ich oglądać.
Jednak prawdziwe dziewictwo startowe straciłem w 2011 kiedy to udało mi się troszkę przez własną głupotę wejść gdzie nie powinienem próbując zrobić dobre zdjęcie promu kosmicznego Endeavour. Zdjęcia zrobiłem, ale skończyło się to dość boleśnie, na szczęście bez permanentnych skutków legalnych.
Zostałeś aresztowany?
Nie wolno mi niestety ujawnić szczegółów ale nie, nie zostałem aresztowany. Po prostu miałem długą rozmowę z bardzo groźnie wyglądającymi panami w czarnych garniturach, którzy poinformowali mnie o tym co mogłoby mi grozić, gdyby był choć cień wątpliwości że działałem w złej wierze. Na szczęście byłem już wtedy obywatelem USA – gdybym nie był to pewnie konsekwencje były by znacznie gorsze.
Gdzie czytelnicy mogą znaleźć Twoje zdjęcia ze startów?
Na blogu. Trochę trudno je znaleźć bo trzeba po prostu znaleźć posty w jakich one się pojawiły. Poza tym część z nich znikła po tym jak Imageshack poinformował mnie że im się dyski walnęły i to mój problem ze znalezieniem co znikło i naprawienie tego. Pomimo że im grzecznie płaciłem za przechowywanie moich zdjęć. Planuje kiedyś zrobienie porządnej galerii najlepszych zdjęć ale nigdy na to nie mam czasu.
Czyli Twoje zainteresowanie startami rakiet wyniknęło z miejsca zamieszkania? Przed przeprowadzką na Florydę nie interesowałeś się nimi? Pierwszy start zobaczyłeś w 2007 a bloga zacząłeś prowadzić dopiero w 2011 – co działo się przez te 4 lata?
Techniką i rakietami interesowałem się od dziecka, ale chyba każdy z nas kiedyś budował rakiety z cukru i saletry? Ja poszedłem troszkę dalej eksperymentując z bardziej wybuchowymi mieszankami. Skończyło się to pobytem w szpitalu i bliznami ale nie żałuję :) Taka dygresja – za tamtych czasów uważało się dzieciaka za lekkiego wariata, obecnie pewnie bym został terrorystą. Dlatego żal mi trochę dzieci – myśmy mogli znacznie więcej a środki chemiczne które obecnie są nie do zdobycia, wtedy były dostępne w aptekach i sklepach rolniczych.
Potem zainteresowania trochę przycichły, ale masz rację że tak naprawdę pasja wróciła dopiero po przeprowadzeniu się na Space Coast. Tu się nie da nie być fanem rakiet. One są wszędzie. W sklepach, w restauracjach, w szkołach, na ulicach. Wiadomości lokalne zaczynają się od tego co SpaceX czy NASA zrobiły. Co drugi sąsiad albo pracuje dla NASA albo dla jakiegoś kontraktora tej firmy. Najlepszym przykładem jest to że jak moja córka znalazła sobie chłopaka to nagle okazało się że jego ojciec jest znanym kinematografem, który pracował przy praktycznie każdym projekcie filmowym związanym z NASA. Kiedyś pewnie pisałem o tym że zabawy kota mojej córki u nas w domu poleciały na ISS – trzeba było zrobić test transmisji filmów w rozdzielczości 4K między ISS a Houston; NASA potrzebowała na gwałt nieskompresowanego filmu, a kamerę miał właśnie chłopak córki przy sobie. No i nagrali zabawy kota, poszło to do NASA a stamtąd na ISS. Astronauci obejrzeli i im się bardzo podobało. Ale to tylko jeden przykład. Moja żona też przez rok pracowała dla US Air Force (jest lekarzem) – pracowała w Patrick AFB i leczyła ludzi odpowiedzialnych za starty rakiet. Dzięki niej udało mi się raz uzyskać przepustkę dla VIP na oglądanie startu Falcona 9. Tak blisko nigdy nie byłem wcześniej (i raczej już nie będę). Tak, nie da się żyć na Space Coast nie będąc miłośnikiem rakiet.
Od czasu do czasu piszesz też o samolotach lub okrętach podwodnych… Co cię jeszcze kręci oprócz rakiet?
Technika, technika, technika. Wszystko co jest związane z postępem technologicznym. Moim hobby zawsze było budowanie układów elektronicznych, choć przyznam się że nigdy nie byłem w tym dobry. Jednak od czasu pojawienia się Arduino udało się zamienić wiele z elektronicznych problemów w problemy informatyczne, których rozwiązywanie mi lepiej wychodzi. Jednak nadal problemem nie do pokonania była dla mnie mechaniczna część dowolnego rozwiązania – obudowa itp. I dopiero pojawienie się trójwymiarowych drukarek w cenie dostępnej dla każdego spowodowało że wreszcie mogę zamienić moją wizję w coś co działa.
Gdyby ktoś z czytelników chciał przyjechać na Florydę i zobaczyć start i lądowanie Falcona 9 to gdzie powinien się udać – gdzie zamieszkać i gdzie w godzinie startu pojechać obserwować?
To bardzo trudne pytanie. Wszystko zależy od tego jaki to jest start – czy z LC-39A czy z LC-40, czy lądowanie jest na barce czy na LZ-1 i czy jest to start w dzień czy w nocy. Zacznijmy od noclegów – tu znowu wszystko zależy od budżetu. W miarę przyzwoite i relatywnie niedrogie hotele można znaleźć przy autostradzie – np. w okolicach drogi 520. Jak ktoś ma do wydania więcej to Cape Canaveral ma kilka ładnych hoteli, z czego parę jest na plaży.
Dzienny start z LC-40 bez lądowania na LZ-1 – zdecydowanie Playalinda Beach w Titusville. Trzeba przyjechać kilka godzin wcześniej, iść piechota po piasku ponad kilometr a następnie wytrzymać w upale ale warto. To także najlepsze miejsce na starty Atlas V (który w zależności od konfiguracji potrafi być znacznie bardziej widowiskowy niż F9 + są większe szanse że poleci). Opcja B – kupienie drogiego biletu do KSC i oglądanie spod LC39 Viewing Gantry (nie Saturn V!).
Dzienny start z LC-39A bez lądowania na LZ-1 – most Max A. Brewer w Titusville. Przejeżdżamy przez most, parkujemy za i wspinamy się na szczyt. Opcja B – kupienie drogiego biletu do KSC i oglądanie spod budynku Saturn V.
Dzienny start skądkolwiek i lądowanie na LZ-1 – Jetty Park w Port Canaveral. Start jest nudny w porównaniu z lądowaniem więc lepiej zobaczyć jak rakieta ląduje.
Nocny start – gdziekolwiek na Space Coast – i tak widać tylko gwiazdę więc można wszędzie. Najfajniej pewnie w którymś z barów w porcie. Nie ma nic lepszego niż rakieta, piwo i żywe ostrygi.
Co sądzisz o Interplanetary Transport System od SpaceX? Jest to bardzo różne od tego co obecnie istnieje. Czy firma Elona Muska da radę technologicznie zbudować tak gigantyczną rakietę oraz statek kosmiczny i bez większych wpadek wystrzelić to wszystko na Marsa?
Nie wiem. Boję się mieć jakąkolwiek opinię na ten temat jako że w 2011 śmiałem się z pomysłów Muska odzysku rakiety – uważałem je za nierealne. Jak widać się bardzo myliłem. Skok technologiczny pomiędzy obecnymi rakietami a ITS jest olbrzymi ale w pewnym sensie wydaje się mniejszy niż skok pomiędzy planem kupowania niepotrzebnych rosyjskich pocisków balistycznych (od tego zaczął Musk) i rakietami które lądują po wyniesieniu ładunku. Mam wrażenie że jeżeli Musk i ludzie z nim współpracujący osiągnęli to co dziś widzimy to ITS to dla nich pestka. Jednak trzeba pamiętać historię Apple – bez wielkiego wizjonera firma traci mojo i jedzie rozpędem powoli pogarszając jakość produktów i tracąc innowacyjność. Więc broń boże Muskowi coś się stanie i ITS jest historią. A jego styl życia do najzdrowszych nie należy.
Gdybyś miał obecny budżet NASA do wydania, to na co byś go przeznaczył? Jak rozdysponował byś tę kasę?
Przede wszystkim zmienił bym rolę NASA. NASA powinna zajmować się wyłącznie badaniami podstawowymi – tym co dla firm jest zwykle mało opłacalne. I powinna bardziej dbać o konkurencję wśród dostawców. Obecnie NASA zachowuje się jak szef który ma wariactwo na punkcie mikrozarządzania – chce by wykonawcy robili dokładnie to co się im każe. NASA powinna się zmienić – zamiast projektować JWST powinna pozwolić prywatnym firmom się tym zająć a sama jedynie dać tym firmom rozwiązania problemów wymagających badań podstawowych. Ten model działa pięknie w przypadku komercyjnych lotów towarowych do ISS i mam nadzieję że będzie działał równie dobrze z lotami załogowymi. Dlatego powinno się go rozszerzyć na wszystko co NASA robi. Zamiast projektować i budować samodzielnie satelitę do obserwacji wilgotności gleby wystarczyło by rozpisać przetarg. I jeżeli brakuje dojrzałości jakiejś technologii niezbędnej do budowy tego satelity to doprowadzić tą technologię do momentu kiedy mogą ją przejąć firmy prywatne. Ma to dodatkową zaletę – NASA i firmy prywatne nie będą wtedy walczyły o ten sam typ utalentowanych ludzi. Obecnie drenaż mózgów z NASA jest przerażający – kiedyś piłem piwo z jednym z managerów Oriona i powiedział mi że nie tylko najlepsi ale także średni uciekli już do prywatnych firm a on teraz musi budować kapsułę tym co zostało. Pewnie trochę przesadzał ale niestety problem jest.
Uważam że NASA powinna zwiększyć inwestycje w badania nad aeronautyką. Od czasów Boeinga 707 nie było żadnej rewolucji w samolotach pasażerskich, najwyższy czas coś zmienić by latało nam się taniej i wygodniej. Było by jednak lepiej by badania nad aeronautyką wydzielić do osobnej agencji rządu.
W kosmosie długofalowym celem NASA powinna być szeroko pojęta kolonizacja innych planet. NASA nie musi sama wysyłać astronautów, wystarczy żeby ułatwiła taką operację innym – coś jak budowa dróg tak by prywatni przewoźnicy mogli się po nich poruszać. Czyli komunikacja, kartografia, badania podstawowe nad metodami napędu a być może także ufundowanie pierwszych misji mających na celu “zarzucenie kotwicy” – przygotowanie fabryki metanu i tlenu, zbudowanie platformy do lądowań itp.
Podobnie jak z aeronautyką, z NASA powinny zostać wydzielone dwie następne organizacje – jedna która w połączeniu z NOAA zajęła by się badaniami nad ziemią i jedna której celem były by badania nad dalekim kosmosem (czyli teleskopy itp.) Wydaje mi się że obecna NASA ma za dużo celów co powoduje mnożenie się biurokracji.
Czyli podsumowując – podzielić NASA na mniejsze agencje z dobrze zdefiniowanym celem i inwestować w nie w zależności od potrzeb.
I na koniec seria trochę innych pytań :)
1. Jakie będzie najciekawsze wydarzenie nadchodzących 50 lat?
Lądowanie ludzi na Marsie. Nie wątpię że to nastąpi w ciągu następnych 50 lat. Ale nie pytaj mnie ilu ich będzie i jaką rakietą tam polecą ;)
2. Jakie jest twoje największe kosmiczne marzenie? Ale te z tych do zrealizowania.
Do zrealizowania? Mam nadzieję w końcu się załapać na NASA Social, choć w sumie nie wiem po co. NASA na każdy swój start (i nie tylko, także co ważniejsze wydarzenia) zaprasza wybranych przedstawiciel “social media” – blogerów, twitujących, facebookujacych itp. Przeglądałem kiedyś to kto na to trafia i czuję się ignorowany – mam więcej czytelników niż wielu z tych którzy się dostali. Problem w tym że moi czytelnicy są z Polski a amerykańska agencja rządowa nie ma w swoim programie edukacji polskich czytelników. Poza tym ostatnio przestałem się nawet zgłaszać bo mi szkoda tych 10 minut niezbędnych na wypełnienie aplikacji.
Co jeszcze chciałbym osiągnąć? Nie jestem typem marzyciela – zamiast marzyć staram się odkrywać co się da osiągnąć a potem to osiągać. Jestem minimalistą i chyba osiągnięciem jakie by mnie najbardziej cieszyło byłoby utrzymanie obecnego status-quo. Praca która daje dużo wolnego czasu na hobbies, mieszkanie w pobliżu Cape Canaveral, przepustka do bazy. Mam drobną nadzieję że uda mi się kiedyś wkręcić bliżej Blue Origin – ta firma ma mniej fanów więc warto zainwestować w bycie jej “przyjacielem” szczególnie że kiedyś mogą oni mieć podobną bazę fanów jak SpaceX.
3. Ulubiony pojazd kosmiczny lub rakieta?
Delta II – 9 silników na paliwo stałe – niezwykle fotogeniczna zarówno w dzień jak i w nocy. Miała platformę naprawdę blisko Jetty Park i jej starty były niezwykle widowiskowe. Na drugim miejscu Atlas V za to że można go oglądać z Playalinda Beach (choć niestety rzadko korzystam z tej możliwości z uwagi na odległość). Wersja 551 z pięcioma silnikami na paliwo stałe też jest rewelacyjna do fotografowania! Jednakże mam nadzieję że New Glenn i starty z dawnego LC-11 pobiją wszystko co było wcześniej. Natomiast zdecydowanie nie lubię Falcona 9 – nie dość że oba razy jak zdecydował się eksplodować to nie mogłem tego zobaczyć to jeszcze jego starty są wyjątkowo mało efektowne z uwagi na zastosowane paliwo – ani dymu nie zostawia, ani nie świeci za bardzo. Nie lubię też Delta IV Heavy dokładnie z tego samego powodu.
4. Dlaczego warto wydawać mln $ na badania kosmiczne?
Sam się zastanawiam nad tym pytaniem! Wydaje mi się że szeroko pojęte wydatki na eksplorację kosmosu są pewnego rodzaju polisą ubezpieczeniową ludzkości. Szkielety dinozaurów dość wymownie mówią nam że należy skolonizować inną planetę jeżeli chcemy żeby ludzkość przetrwała.
5. Gdybyś nie miał technicznego wykształcenia ale chciał zaangażować się w badanie kosmosu, to co byś zrobił?
Zdobyłbym wykształcenie techniczne ;) Nie ma innego rozwiązania. No może poza zrobieniem miliardów na jakimś biznesie a potem założeniu firmy budującej rakiety. Ale jednak chyba pewniejszą ścieżką jest po prostu zdobycie wykształcenia w jednej z pokrewnych dziedzin. Inżynieria genetyczna, biocybernetyka, fizyka teoretyczna to tylko niektóre z nich. Jakbym miał 18 lat to jednak nadal bym się pchał w informatykę – ta dziedzina dotyka wszystkiego i robiąc IT nie zamykamy sobie furtki do robienia czegoś innego w życiu.
6. Ulubione miejsce w Układzie Słonecznym?
Cape Canaveral, Floryda, Ziemia ;) Jak na razie jedyne miejsce na świecie gdzie kąpiąc się w ciepłym oceanie można zobaczyć startującą i lądującą rakietę. Tak, Kalifornia ma podobnie ale ocean jest przeraźliwie zimny + jak na razie lądowania na platformie tylko w Cape Canaveral.
7. Ulubiony serial, film lub książka science fiction?
Trudno powiedzieć ale z książek chyba jednak największe wrażenie wywarła na mnie The Dune Franka Herberta. Książka którą próbowano kilka razy zekranizować i za każdym razem wychodził pasztet. Film – Alien, zdecydowanie. Pamiętam do dziś jak udało nam się z kolegą wcisnąć na niego do kina pomimo bycia zdecydowanie poniżej wymaganego wieku i jaki przerażający ten film był. No i oczywiście Gwiezdne Wojny – w końcu kto nie chciał wtedy być Luke Skywalker i machać mieczem świetlnym i siłą woli przesuwać nieprzyjaciół? A z nowszych nie wiem za bardzo dlaczego, ale spore wrażenie wywarł na mnie obecnie już dziesięcioletni horror Sci-Fi pod tytułem Event Horizon. Film głupi jak but, ale rzeczywiście trzymający w napięciu. Natomiast byłem zdecydowanie zdegustowany Marsjaninem – o ile większość filmu trzymała się ładnie książki o tyle zakończenie spowodowało poważny niesmak.
Dziękuję pięknie Markowi za tak wyczerpujące odpowiedzi! Jeśli masz jakieś jeszcze pytania do Marka, zostaw je w komentarzach.
Jeśli natomiast lubisz wywiady i historie tego typu, to sprawdź inne rozmowy z serii Kosmiczni Ludzie oraz zapisz się poniżej na newsletter, aby nie przegapić nowych artykułów.