We Need More Space Society to krótkie wywiady z pasjonatami kosmosu i czytelnikami tego serwisu takimi jak Ty. Nazwa WE need more space nie wzięła się z niczego. Głęboko wierzymy, że MY wszyscy potrzebujemy więcej kosmosu w naszym życiu. Nie tylko ja. Nie tylko redaktorzy piszący tutaj. Nie tylko ludzie pracujący w sektorze kosmicznym, ale także TY! Tak, mówię właśnie do Ciebie!

Jacek Belof to jeden z pierwszych i najwierniejszych czytelników i komentatorów bloga We Need More Space. Byłem bardzo ciekaw co robi, gdzie mieszka i czym się zajmuje, również dlatego, że „widziałem” go w komentarzach na innych serwisach. A jak jest się czegoś ciekawym to najprościej jest kogoś o to zapytać.

1. Kim jesteś i co robisz?

Jacek Belof – Jestem skromnym programistą-operatorem obrabiarek numerycznych (CNC), związanym od przeszło dziesięciu lat z jedną firmą, początkowo małą, byłem dwudziestą piątą osobą tam zatrudnioną, obecnie liczba osób podchodzi pod dwieście i budujemy własne centrum badawczo rozwojowe. Profil firmy ma niestety niewiele wspólnego z kosmosem, choć ciągle podpuszczam szefa by to zmienił, robimy wysoko zautomatyzowane linie i elementy linii produkcyjnych, głównie dla przemysłu samochodowego, z elementami rozpoznawania obrazu i sztucznej inteligencji.

Mam już, strach się przyznać, czterdzieści siedem wiosen, ale czuję się ciągle na dwadzieścia… parę. Z usposobienia jestem trochę romantykiem, trochę cynikiem. Mieszkam w Tarnowie, to takie miasto, niegdyś wojewódzkie, w połowie drogi między Krakowem a Rzeszowem… A dla kierowców ważna informacja – miasto z najdłużej remontowanym wiaduktem kolejowym (właśnie minęła szósta rocznica), ale żeby nie było… Jest w tym mieście „coś”, a raczej w jego otoczeniu. Jest położone w kotlinie, więc wychodząc na okoliczne wzgórza ma się je całe jak na dłoni, a schodząc poza szczyt mamy, albo raczej kiedyś, mieliśmy piękne niebo.

Poza pracą i „ostatnią granicą” (miłośnicy Star Treka wiedzą o co chodzi), mam też parę innych zainteresowań… Trochę piszę opowiadań (do szuflady – czasami jak „talent mączy”, to człowiek musi, bo inaczej by się udusił), trochę programuję, głównie w Pascalu (Lazarus), trochę w C++ i C#, ale jako „skamielina” informatyczna preferuję tego pierwszego, no i na koniec „bawię się” trochę grafiką 3D.

2. Co Cię najbardziej interesuje w kosmosie?

Wszystko! Jak powstał, jak się skończy, czy jest tam ktoś? Kosmologia, astrofizyka, fizyka kwantowa.

3. Skąd się wzięła Twoja pasja do kosmosu?

Skąd się wzięła pasja do kosmosu? Szczęśliwy zbieg okoliczności plus podatny grunt

Prawdopodobnie tak jak u wszystkich – „szczęśliwy” zbieg okoliczności plus podatny grunt. Gdy teraz usiłuję sobie to przypomnieć, to wynika, że zdarzyło się kilka rzeczy naraz, bądź raczej w krótkim odstępie czasu… Ojciec, który zimą, tuż przed stanem wojennym, pokazywał mi jak odnaleźć Gwiazdę Polarną, oczywiście z bardziej pragmatycznego powodu – jako stary włóczykij, od małego uczył mnie jak się nie zgubić, mnie zaś urzekło wtedy to rozdwojenie Drogi Mlecznej w Perseuszu… Gdzie teraz trzeba się udać, żeby zobaczyć to mrowie gwiazd zapamiętane z dzieciństwa?

Potem była wiosna i śmierć sąsiada. Zawsze wiedziałem o jego rosyjskim pochodzeniu, ale dopiero po jego śmierci dowiedziałem się, że był emerytowanym nauczycielem fizyki… Jak to za „komuny” bywało, ponieważ nie miał znanych krewnych, a lokal trzeba było przystosować dla kolejnego lokatora, to administracja przysłała ekipę, która większość rzeczy, na czele z książkami, wywalała na śmietnik… Babka uratowała z tego niszczenia książek jak z powieści Fahrenheit kilka pozycji, głównie po rosyjsku, ale była też i perełka – „Astronomia” Konrada Rudnickiego, wydanie 3 z 1961r.

Było też i parę innych powodów: pierwszy lot wahadłowca Columbia (1981), nie gasnące echa pierwszego lotu Polaka (teraz wiem, że to była propaganda, ale w bezkrytycznym umyśle dziecka, to było niesamowite), no i na koniec cykl opowiadań Stanisława Lema o przygodach pilota Pirxa, ukazujący się… hmm… albo w „Świecie młodych”, albo w „Świerszczyku”. Taka mieszanka, w młodym umyśle, stanowiła piorunującą kombinację – nieznane, romantyzm, żądza przygody, ale też zaczęły rodzić się pytania, na które to właśnie książka Rudnickiego udzielała wielu odpowiedzi i… Rodziła nowe wątpliwości.

Co mnie w tej książce zafascynowało? Jak przeglądam dziś tę „relikwię”, to uderzają mnie dwie rzeczy; brak szacunku dla książki (pełno podkreśleń i notatek na marginesie), oraz szeroki wachlarz moich zainteresowań… Na mapce Księżyca ołówkiem zacieniony jest kształt „plam”, jakie widziałem gołym okiem, a długopisem poznaczone nazwy, które występują również na Ziemi, jakaś kartka z przekształceniami rektascencji i deklinacji na współrzędne azymutalne, gdzie indziej znów nagryzmolona obok tekstu notatka o kraterach Morasko, ale najbardziej pokreślonym rozdziałem jest ten poświęcony Słońcu… Tak, dopiero teraz, pisząc na potrzeby tego wywiadu, zdałem sobie sprawę jakimi ścieżkami podążały moje myśli i dlaczego obok „Astronomii”, na półce stoi „Kosmiczna cebula” Franka Close… Słońce – procesy zachodzące we wnętrzach gwiazd – fizyka jądrowa – fizyka kwantowa. Muszę jednak zaznaczyć, że moje zainteresowania i „wiedza” są jakościowe, a nie ilościowe, wystarczy mi, że się orientuję mniej-więcej „co, jak i dlaczego”, natomiast tworzenie wielopiętrowych wzorów (poza potrzebami zawodowymi) i obliczanie np. energii próżni leży poza moimi zainteresowaniami i możliwościami.

Dziś rano, po wczorajszej wieczornej burzy, gdy byłem na spacerze przyszedł mi do głowy jeszcze jeden powód… Być może, nawet o tym nie wiedząc, to otoczenie mnie kształtowało. Wchodząc na pobliskie wzgórze, zobaczyłem w dole miasto i ledwo dostrzegalną krzywiznę horyzontu, a także, co o wiele ważniejsze, spoglądając w górę, dostrzegłem ten niebywałe głęboki błękit, wydawało się, że wystarczy wyciągnąć rękę żeby sięgnąć poza atmosferę, poczułem się niemal jak Felix Baumgartner… Wtedy przypomniałem sobie, że ten widok, w dzieciństwie, widywałem nie raz. Można powiedzieć, że w każdym mieście, wychodząc gdzieś wyżej, można tego doświadczyć, ale to nie prawda, byłem na tarasie widokowym w Pałacu Kultury, ale to co zobaczyłem, to betonowa dżungla, przytłaczające mrowisko ludzkości, a tylko za szczytów Tatr, czy Karkonoszy zwykły śmiertelnik może doświadczyć tego głębiej.

4. Czy robisz coś związanego z kosmosem? A jeśli nie to czy chciałbyś i czy masz pomysł co by to mogło być?

Z tego co pisałem wcześniej wynika, że nic nie robię… No poza wierceniem dziury w brzuchu szefowi ;-) Hmm… Nie jest to może cała prawda… Mimo iż nie należę do żadnych kółek itp., to jeśli tylko mam szansę staram się zarazić tą pasją kogo mogę… Sprowadza się to w zasadzie do kolegów i koleżanek mojego syna oraz znajomych z pracy i ich dzieci.

Ostatnio miałem nawet ze dwie okazje: jedna to przelot ISS dość głośno reklamowany w mediach (jakby to było coś nadzwyczajnego), a druga to zaćmienie Księżyca… Rysowałem patykiem na piasku i cierpliwie tłumaczyłem cienie, półcienie, dlaczego stacja nagle przygasa i czemu jej przelot nie jest taki wyjątkowy, bo w zasadzie to była tylko dogodna pora i wysokość nad horyzontem.

5. Jakie jest twoje największe kosmiczne marzenie (ale te z tych do zrealizowania)?

Zobaczyć na żywo start rakiety oraz dożyć założenia stałej bazy na Księżycu i/lub Marsie

Są w zasadzie takie dwa – zobaczyć kiedyś na żywo start rakiety, najlepiej BFR, oraz dożyć założenia stałej bazy na Księżycu i/lub Marsie.

6. Dlaczego warto wydawać mln $€ na badania kosmiczne?

Kolonie na Księżycu, Marsie, to pieśń odległej przyszłości, ale żeby to kiedyś osiągnąć, to musimy zacząć już teraz

Ktoś, kiedyś napisał, że „dinozaury wymarły, bo nie miały programu kosmicznego” – ja pójdę jeszcze dalej… Nie wystarczy go mieć, trzeba jeszcze aktywnie go rozwijać. Kolejna sprawa, to postępujące przeludnienie Ziemi, a co za tym idzie i konieczność ekspansji poza nią. Nie uważam się za fantastę, po prostu myślę długofalowo – kolonie na Księżycu, Marsie, czy gdzieś indziej, to pieśń odległej przyszłości, ale żeby to kiedyś osiągnąć, to musimy zacząć już teraz – to nie jest wyjście po browara, to skomplikowany i długotrwały proces liczony raczej w pokoleniach niż latach.

7. Gdzie powinniśmy najpierw wysłać astronautów – na Księżyc czy na Marsa?

To zależy. Ja bym wysłał najpierw na Marsa, wystarczy kilka misji, jak za czasów Apollo, tu chodzi mi o efekt psychologiczny. Natomiast w dłuższej perspektywie czasu musimy zacząć od „przysposobienia” Księżyca. Niższa grawitacja, brak atmosfery, bogate złoża minerałów, to znakomita kombinacja dla stworzenia bazy wypadowej w dalsze rejony Układu Słonecznego i dalszego kosmosu.

Moja wizja ludzkości za 500-1000 lat, to kolonie w niemal całym Układzie Słonecznym (tak, „niestety” nasi potomkowie będą żyć pod ziemią), natomiast sama Ziemia stanie się spichlerzem ludzkości – znikną fabryki i miasta, zastąpią je pola uprawne i chmara robotów-rolników oraz garstka doglądających ich ludzi.

Za 500 lat skafander stanie się tym, czym obecnie jest kurtka przeciwdeszczowa czy sportowe buty, nie tyko codziennym ubiorem, ale stanie się też elementem mody

Tu chciałbym jeszcze zaznaczyć, że „pod ziemią” to nie literówka, bo to, że ludzkość za kilka pokoleń będzie żyć poza Ziemią, to nie stanowi żadnej niespodzianki, natomiast trzeba sobie uzmysłowić, że warunki życia poza naszą rodzimą planetą nie są cudowne, a terraformacja będzie procesem bardzo długotrwałym i nie w każdym przypadku możliwym… Za te 500-1000 lat skafander stanie się tym, czym obecnie jest kurtka przeciwdeszczowa czy sportowe buty, będzie nie tyko niemal codziennym ubiorem, ale stanie się też elementem mody. Zycie rodzinne i towarzyskie, a niekiedy i zawodowe, będziemy natomiast wieść pod powierzchnią gruntu.

8. Ulubiony serial, film lub książka science fiction?

Gdy się zastanowię, to dochodzę do wniosku, że nie mam jednego, dość często tworzę kontrasty:

Książki –
A. Weir „Marsjanin” – S. Lem „Opowieści o pilocie Pirxie”.
A. Weir „Artemis” – J. Żuławski „Trylogia księżycowa”.
T. Markowski „Mutanci” – S. Sniegow „Ludzie jak Bogowie”.
A. C. Clarke „Odyseja kosmiczna” – A. C. Clarke „Rama”.

Filmy/seriale-
„Kosmos 1999” – „Star Trek”.
„Alien” – „E.T.” (strasznie mało jest dobrych kosmitów – powinniśmy się chyba leczyć).
„Blade Runner”, „Ja robot” – „Matrix”.

Całe uniwersum „Star Wars” klasyfikuję jako fantasy

No i poza konkurencją, w końcu się na tym wychowałem: całe uniwersum „Star Wars”, ale ja klasyfikuję to jako fantasy.